czwartek, 19 listopada 2009

Bajka Etiopska

Wielki cesarz Menelik, negus negesti, władca sprawiedliwy i pełen cnót,
bolał nad jedną z najgorszych przywar etiopskiego ludu - skłonnością do
złodziejstwa.

Wystarczyło bowiem odwrócić się na chwilę, aby sprzed nosa zniknęła
miska z fasolą, a jeśli ktoś przypadkowo zdrzemnął się na przyzbie
swego domu, po przebudzeniu nie znajdował już ani burnusa, ani kozy,
ani żony.

Nie pomagały kary chłosty ni więzienia, a z czasem doszło do tego, że
zaszczytniej było uchodzić za złodzieja niż za kołodzieja.

Wojownicy, którzy szli na wojnę w nadziei zdobycia łupów - po powrocie
zastawali puste miejsce tam, gdzie przedtem stały ich domostwa. Nawet
sam król królów osobiście strzegł własnego skarbca, gdyż nie miał
zaufania ani do rasów, ani do strażników.

A jednak, pomimo tych ostrożności, pewnego dnia zniknął z pałacu
największy skarb, jaki posiadał Menelik, a mianowicie ząb trzonowy króla
Salomona.

Negus negesti przez trzy dni nie przyjmował pokarmów, a potem na znak
wielkiego gniewu wyrwał sobie włos z kędzierzawej brody i obtoczywszy go
w glinie przyklepał do progu swojej komnaty.

Na całą Etiopię padł blady strach. I słusznie, jako że król królów
postanowił wypowiedzieć zdecydowaną walkę zładziejom i nakazał
odrąbywać ręce każdemu, kto zostanie przyłapany na kradzieży.

Odtąd Menelik zasiadał codziennie pod starym cedrem i wymierzał surową
sprawiedliwość. Przed oblicze władcy sprowadzano winowajców, kat
odrąbywał im ręce, a stroskane żony czekały w pogotowiu z garnkami
wrzątku, w których zanurzano krwawiące kikuty. Odrąbane ręce skazańcy
zabierali z sobą do domu na wieczną rzeczy pamiątkę.

Gdy po kilku miesiącach, w rocznicę urodzin Menelika, przed pałacem
jego zebrały się tłumy, aby oddać cześć sprawiedliwemu władcy, negus
negesti spojrzał na nie z rozrzewnieniem i zawołał:

- Czy są wśród ludu Etiopu uczciwi ludzie?

- Są! - odezwały się głosy.

- Jeśli są, niech podniosą ręce! - zawołał Menelik.

- Nie możemy! - odezwały się głosy.

- Dlaczego? - zawołał Menelik.

- Bo nie mamy rąk! - odezwały się głosy.

Tego dnia negus negesti po raz pierwszy spokojnie położył się spać,
albowiem zrozumiał, że dzięki kradzieży zęba król Salomon, którego
potomkami mienią się etiopscy cesarze, oświecił go swoją mądrością.

Bajka chińska

W Pekinie mieszkał szewc Sun-szi-ho, słynny na całe Chiny. Nikt nie był w
stanie dorównać jego mistrzostwu i zewsząd przybywali książęta, zamorscy
kupcy i zwykli podróżnicy, pragnący nabyć niezrównane wyroby
pekińskiego szewca.
Kiedy jego sława obiegła już cały świat, Syn Nieba wezwał swych
mandarynów i rzekł:
- Nasz sławny Sun-szi-ho marnuje się przy szewskim kopycie. Tak
znakomity mąż wart jest lepszego losu. Postanowiłem zamianować go
dowódcą mojej floty.
Gdy po kilku dniach Sun-szi-ho przegrał wielką bitwę morską, cesarz
nadał mu order Złotego Smoka III klasy i rzekł:
- Mianuję cię Głównym Nadzorcą Plantacji Herbaty.
W porze zbiorów okazało się jednak, że wszystkie zasiewy zgniły i nie
osiągnięto nawet jednej setnej dorocznych plonów.
Syn Nieba zasmucił się, wezwał do siebie Sun-szi-ho, przypiął mu
własnoręcznie order Złotego Smoka II klasy i rzekł:
- W nagródę za wierną służbę zrobię cię Naczelnym Hodówcą Wielorybów.
Po pół roku jednak wszystkie wieloryby pozdychały i nawet na cesarskim
stole nie pojawiała się odtąd zupa z płetw wielorybich, stanowiąca ulubiony
chiński przysmak.
Syn Nieba przywołał do siebie Sun-szi-ho, ofiarował mu order Złotego
Smoka I klasy i pokiwał ze smutlsiem ukoronowaną głową.
A nazajutrz zebrał swych mandarynów i rzekł:
- Nie mogę pojąć, czemu znakomity mój Sun-szi-ho okazał się tak złym
Dowódcą Floty, tak nieudolnym Nadzorcą Plantacji Herbaty i tak kiepskim
Hodowcą Wielorybów. Co mam z nim teraz począć?
- A może by - odezwał się nieśmiało najstarszy mandaryn - a może by
polecić mu, żeby robił buty?
- Dobra myśl - ucieszył się Syn Nieba - świetna myśl! Wcale mi to nie
przyszło do głowy.
I wezwawszy do siebie Sun-szi-ho rozkazał mu, aby zajął się szewskim
rzemiosłem.
Sun-szi-ho padł na kolana dziękując cesarzowi nowy dowód łaski i zabrał
się niezwłocznie do szycia przepięknego obuwia, słynnego na cały świat.
Nikogo to nie zdziwiło, albowiem - jak uczy Konfucjusz - nawet najlepszy
szewc nie może dać z siebie więcej, niż potrafi.